Jakaś
niedospana dziś jestem. Niby im człowiek starszy, tym mniej snu potrzebuje, ale
u mnie działa to zupełnie odwrotnie. Gdzie te czasy, gdy na studiach
imprezowałam do 4-tej, żeby na 8-mą wstać na zajęcia? Ehh… starość, nie radość.
Maluch śpi już
od godziny, więc zapewne lada moment się obudzi, ale póki co, mam chwilę na
szybkiego posta. Kawa mi tu pachnie obok i paznokcie schną. Obiad mam gotowy i dla nas i dla groszka.
Mieszkanie ogarnięte a jurto będziemy sprzątać porządnie, bo w pojedynkę przy
małym już się nie da, odkąd zaczął raczkować. Wszędzie go pełno i wszystko go
interesuje. Rzecz jasna najbardziej to, co nie powinno. Ostatnio poprzełączał
mi zmywarkę, bo obgryzanie butów i kapci nie jest już niczym nowym. Fajny taki
maluch zasuwający jak mały samochodzik. Wciąż nie mogę się nadziwić, że jest
już taki duży, taki samodzielny. Mówią, że po dzieciach widać, jak czas ucieka
i powiem Wam, że całkowicie się z tym zgadzam. Nie wiem gdzie mi uciekło tych 9
miesięcy. A jeszcze niedawno z brzuchem tu latałam i meble skręcaliśmy z
małżem.
Chyba nie
ważne, co człowiek robi, czy jest to bycie Mamą na pełny etat, czy praca,
najlepiej taka dająca satysfakcję, która pochłania nas w 100%, ale jak się
człowiek w coś zaangażuje, tak na maksa, to zapomina o otaczającym go świecie.
Zawodowo mi tego brakuje. Nie chodzi o to, że jestem teraz z maluchem w domu,
bo to właśnie daje mi nowe wyzwania i nakręca jak rzadko. Bardziej chodzi o to,
że w mojej pracy już mnie nic nowego nie czeka. Brakuje mi tego podniecenia i
strachu, który towarzyszy chyba każdemu, kto podejmuje nową pracę. Wszystko
jest ciekawe, nieznane, inne. Możemy się wykazać. Chcemy się wykazać. A u mnie…
Już chyba za długo tam siedzę, bo nawet jak uda mi się stworzyć czy zdobyć
jakieś nowe zadanie, to kręci mnie ono krótkotrwale i za chwilkę wracam do
stanu poprzedniego. Wypalenie zawodowe – tak to się chyba nazywa. Oglądam sobie
ostatnio „Przyjaciół” tak w tle, żeby coś grajdoliło, gdy skrobie ziemniaki, no
i Chandler rzucił któregoś dnia pracę, bo go nie kręciła właśnie. I
uświadomiłam sobie, że on tam ma 32 lata, więc do młodzieniaszków nie należy.
Ale odważył się. Wiadomo, że to serial i średnie ma odzwierciedlenie w
rzeczywistości, ale czasem tak mnie kusi. Kusi Was też? Rozmawiałam wczoraj
wieczorem z moją przyjaciółką, która jest księgową, ale tak jej się życie
potoczyło, że szuka teraz pracy. Oczywiście głównie w branży „cyferkowej”, ale
przyznała mi się, że kusi ją taka oferta dla Specjalisty ds. kastingów
(castingów?). Kazałam jej składać aplikację i to od razu, bo wiem, ze byłaby w
tym fenomenalna. Trzymam, więc kciuki mocno, bo byłaby to przygoda życia. No i gdy
tak sobie później leżałam już w łóżku, to kuszenie wróciło. I wtedy
przypomniało mi się zdanie, które gdzieś tam kiedyś wyczytałam: „Jeśli nie jesteś
w życiu szczęśliwy, to zrób coś, żeby to zmienić” i to nie tak, że nie jestem
szczęśliwa, bo wiadomo mam fantastycznego faceta u boku, a właściwie dwóch. A
że ten drugi to mnie o miłosny zawrót głowy przyprawia, to wiadomo. Ale tak
zawodowo, tak dla siebie coś bym chciała. Żeby wracać do domu i opowiadać z
iskierkami w oczach. Żeby po urlopie z chęcią wstawać w poniedziałek. Żeby
znaleźć coś dla siebie. Chyba musze poszukać i tyle, bo mnie to kuszenie
zamęczy.