Sto lat nie
pisałam… Wieeeeem… Ale Groszek wiecznie chory. Masakra jakaś z tym żłobkiem.
Jeśli ktoś Wam kiedyś powie, że żłobek lub/i przedszkole, to istna wylęgarnia
zarazków, to tak – ma świętą rację. Od września w sumie młody był w żłobie może
z 5 tygodni. Do tego naprawdę cięeeeeeeżka aklimatyzacja. No niefajnie ogólnie.
Niefajne te początki. Teraz już znacznie lepiej. Jest radość i ochota w jego
oczkach, gdy dzielnie maszeruje do sali z pampkami pod pachą. Choróbska nadal
są, no ale gdzieś i kiedyś nabyć tę odporność musi. Ja za kilka dni wracam do
pracy. Po blisko półtorarocznej przerwie. Stresa mam niemałego, nie powiem. Do
tego przetasowania i roszady, jakie tam nastąpiły napawają mnie obawą, ale
muszę to jakoś ogarnąć. Mam plan postawienia mojego oddziału na nogi i
zamierzam go konsekwentnie realizować. Trzymajcie więc za mnie kciuki.
Oczywiście te
wieczne choroby Groszka, a do tego nieprzespane nocki ściśle powiązane ze
sławetnym ząbkowaniem, zmitrężyły większość moich planów. I tak: nie umyłam
okien, nie zrobiłam generalnych porządków w kuchennych szafkach, nie
poukładałam „od linijki” ubrań w szafie, nie wyrobiłam młodemu dowodu (tu kanał
– wiem. Wstydzę się!), nie poszłam na basen, jogę ani jakiekolwiek zajęcia dla
mnie i niestety nie wyspałam się na zapas. Jakoś wiecznie czasu brakuje, no ale
co zrobić… (nadużywam wielokropków czy mi się zdaje?) Trudno się mówi. Świat
się nie zawali od moich brudnych okien. Chociaż mam jeszcze dwa dni, może coś
zdziałam. Nie ukrywam jednak, że najchętniej położyłabym się w wannie bądź w
łóżku i skończyła książkę, którą czytam urywkami. (Jakiegoś nowego Cooka
pożyczyłam, o hamburgerach. Zrelacjonuje później, o ile kiedyś ją skończę.)
Może tak zrobię. Może wybyczę się przez te dwa dni ile wlezie. A co? Kto mi
zabroni? Póki co lecę nastawić pranie, bo Groszek śpi, trzeba więc korzystać. Matka
Polka wiecznie biegająca – tak to ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz