11 stycznia 2015

Fejsbukowe ruszenie

Zdjęcie by Ross Moody. www.flickr.com

„Pospolite ruszenie” jakie nastało na blogu zadziwia mnie cały dzisiejszy dzień. Jasne, jestem świadoma siły fejsbuka, lajków, srajków i udostępnień, ale żeby aż tak? Wyświetlenia liczone w setkach? Cała masa wiadomości na priv, sms-ów, telefonów… no i wreszcie po cichu upragnione komentarze.  Hureeeej!
 Już jakiś czas piszę „do szuflady” i mimo zachęty M. jakoś nie mogłam się przemóc z tym FB. Takie jakieś opory miałam… Tak, więc trudno było się promować ( tandetnie jakoś mi to brzmi, ale jak niby inaczej mam to określić) bez udziału fejsa. Wczoraj się przemogłam i baaaaang! Jeb, dup, ciul i się kręci! Oby tak dalej. Zupełnie inaczej pisze się ze świadomością, że gdzieś tam (pokuszę się nawet o szumne stwierdzenie „na całym świecie” A, co?! Jest Norwegia, Irlandia, Niemcy, UK, a nawet USA, więc jest świat? No świat, jak się patrzy!) ktoś jednak mnie czyta. I mam na to dowody. Na piśmie! Oczywiście mam od razu ciśnienie, że ktoś patrzy mi na ręce, ale potraktuje to jako motywator. Spinam dupę i postaram się być bardziej systematyczna, żebyście mogli tu zaglądać często, a przede wszystkich z ochotą i przyjemnością.


A tymczasem pokłony dziękczynne Wam czynię i uciekam na kanapę, bo małż mój zapodaje jakieś filmiszcze i mam ambitny plan dotrwać do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz