Phoyo by Azarkevich Lidziya
Groszek kończy dziś 16
miesięcy. Powtarzam się, ale naprawdę nie wiem kiedy to minęło. To już taki
chłopiec. Coraz więcej mówi, jest coraz bardziej samodzielny, można nawiązać z
nim interakcje… Taki mały człowieczek, mała osoba. Kilka dni temu dosyć gwałtownie
to do mnie dotarło, w bardzo prozaicznej sytuacji. Dzieciaki w żłobku dostają
po południu przekąskę, tego dnia było to jabłko. Umyte, całe jabłko ze skórką.
Zamierzałam standardowo podać je młodemu w domu w postaci obranych i
pokrojonych kawałków lub nawet zetrzeć na tarce. No przecież jak inaczej mój
maluszek ma to zjeść? Gdy ubierałam płaszcz, Groszku trzymał jabłko w obu
rączkach i nagle zaczął sobie swobodnie gryźć. Jak dorosły. Czaicie to?!? Mój
mały synuś, bąbelek maleńki, nieporadny przecież taki i karmić go trzeba i w
ogóle, a on sobie sam to jabłko… tak na luzaku, ze skórką (olaboga z tą skórką,
która mu przecież siądzie na ścianie żołądka i brzuszek go będzie bolał albo co
gorsza spowoduje falę wymiotów na prawo i lewo). Wtedy dotarło do mnie - to już
jest całkiem duży chłopiec. Wiadomo, ze nie dam mu do ręki noża i widelca, żeby
sobie schaboszczaka pokroił, ale muszę zdać sobie z tego sprawę (właściwie to
oboje z M. musimy), że jego samodzielność osiąga kolejne pułapy, że nabywa nowe
umiejętności, że w wielu sytuacjach radzi już sobie sam. Rozmawialiśmy później
o tym z M. i od tego czasu zaczęliśmy dawać mu nieco więcej swobody w
niektórych kwestiach. Wiadomo, dawanie rozumnej swobody, adekwatnej do wieku
jest sztuką wychowania, zatem staramy się to stopniować i intuicyjnie pozwalać
mu na pewne rzeczy.
Wydarzenie to zbiegło się
z przeczytaniem przeze mnie tekstu o tym, jak niesamodzielni bywają mężczyźni i
na jak niesamodzielne jednostki wychowujemy nasze dzieci. Chodziło głównie o
chłopców, ale myślę, że może się to tyczyć obu płci. Skłania to do przemyśleń,
bo o ile intencje Matki z reguły są dobre, o tyle nieumyślnie „upośledza” ona
swoje dziecko społecznie i czyni z niego „kalekę” w dorosłym życiu. Ja, w wieku
7 lat, biegałam z kluczem na szyi, byłam w stanie obrać ziemniaki, utłuc i opanierować
kotlety, posprzątać pokój czy nastawić pranie. Miałyśmy z Sis swoje obowiązki,
które uczyły nas samodzielności, ale też dyscypliny. Wiadomo, że różnie było z
ich wykonywaniem, ale to też pewien etap zmagań wychowawczych. Obecnie
dzieciaki nie biegają z kluczem na szyi, baaa, one nawet nie mogą często same
iść do szkoły. Wszędzie są prowadzane przez rodziców. Nie biegają też do sklepu
po drobne zakupy, bo coś mogłoby im się stać, bo ktoś by im źle wydał resztę i
je oszukał, bo to, bo tamto... Nie podgrzewają sobie zupy, bo mogłyby się
oparzyć, tudzież puścić cały dom z dymem. Wiem, że zagrożeń wokół jest znacznie
więcej, niż gdy my byliśmy dziećmi, ale też nie popadajmy w paranoję. Nie
chcesz puszczać swojego dzieciaka samego do szkoły? Ok, niech idzie z kolegami.
W grupie raźniej. Nie przekonuje Cie to? Rozumiem, ale w takim razie znajdź
takie czynności, które może i powinien robić samodzielnie. Raz, że budujesz u
swojego dziecka pewność siebie, że może, że potrafi, że da radę. Dwa, że
przydzielasz mu obowiązki, więc uczy się z nich wywiązywać, być za coś
odpowiedzialny, ponosić konsekwencje. Trzy, zdobywasz pomoc w czynnościach
domowych – zdecydowanie bezcenne! Niech wkłada i wyciąga naczynia ze zmywarki.
Niech myje te naczynia, jeśli zmywarki brak. Niech posegreguje pranie (o! ta
czynność jest szczególnie wskazana, bo do dziś pamiętam jak mój mąż, gdy ze
sobą zamieszkaliśmy wrzucił do białego prania moje gacie z czerwoną obwódką –
jak się domyślacie, wszystko było różowe). Także ten… zdecydowanie niech uczy
się segregować brudną bieliznę. Niech
nakrywa do stołu i z niego sprząta. Niech przygotuje kanapki dla całej
rodziny. Jasne, że nie zlecisz tego 4-latkowi, ale dzieci w wieku szkolnym
powinny już dawać radę, nie sądzisz? Moja siostrzenica za miesiąc kończy 6 lat
i wiem, że dałaby radę. Może nie pokroić warzywa na te kanapki, ale jakby miała
wszystko naszykowane w lodówce, to śmiało mogłaby posmarować chleb i poukładać
na nim składniki a później wszystko na talerzu. Proste? Proste!
Czemu o tym piszę? Bo po
pierwsze bulwersują mnie takie totalnie niezaradne życiowo jednostki, które nie
potrafią zagrzać wody na herbatę. Zdarzają mi się Klienci, których Matki
dzwonią do nas i załatwiają sprawę za syna, podczas gdy on siedzi tuż obok niej
w fotelu. Poważnie! I wiecie co jest najgorsze? Że ja mam zapędy na bycie taką
właśnie Matką. Taka nadopiekuńczą, chuchającą, dmuchającą. Akcja z jabłkiem
poniekąd mnie w tym utwierdziła. Na szczęście mam jeszcze sporo czasu, żeby nad
sobą pracować i tłumić tę nadgorliwość. Dlatego apeluję i do Was Matki (i
Ojcowie też, żeby nie było!), dawajcie swoim dzieciom rozumna swobodę, odpowiednią
do ich wieku, umiejętności i do danej sytuacji. Pozwólcie im popełniać błędy, w
przeciwnym razie nigdy się nie nauczą. Pamiętajcie też, że tu nie chodzi
jedynie o zakres ich umiejętności i codziennych czynności. Chodzi tu również o
budowanie pewności siebie, poczucia własnej wartości, nawiązywania relacji
społecznych i szeregu innych cech, które przydadzą im się w dorosłym życiu.
Pamiętajcie o tym na co dzień. To ważne.
ech jakie to prawdziwe, ale jakie trudne w realizacji :) też miałam etap ze wszystko co podawałam Karoli najlepiej przemieliłabym na papkę dopóki nie zobaczyłam jak teściowa podaję jej całą kromkę chleba (ze skórką) a ona daję rade. Mądry tekst i trzymam za Ciebie kciuki :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Usuńporządkując zdjęcia starszej córki zobaczyłam filmik jak mając 11miesięcy siedzi na kanapie i zajada rogalika (nie pierwszy raz), a dlaczego Monika mając 12miesięcy ma go podawanego ??? masakra - jeszcze tego samego dnia obie zajadały się rogalikami i Monika dostała do ręki zastawę stołową - nie wiem ile się najada ale je sama ;-)
OdpowiedzUsuńNo i pięknie! Ja z samodzielnym jedzeniem Groszka wciąż mam problem. Chyba cierpliwości mi brak, ale pracuję nad sobą intensywnie ;) Aaa i jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę: bo ponoć młodsze dzieci wychowuje się bardziej na luzaku, a tu widzę odwrotnie ;)
Usuń