17 stycznia 2015

Aaaa kliknę sobie...



Zdjęcie by  HR

Sposoby na relaks bywają różne i często wybiera się je w zależności od osobowości, nastroju w danej chwili, upodobań lub (i tak bywa chyba najczęściej) możliwości. Tak finansowych, jak i związanych z otoczeniem, czy jak to tam nazwać. No, bo gdy mam kilka minut, bo dzieć zainteresował się nową zabawką, to nie będę przygotowywać przecież kąpieli z pianą czy zamawiać masażysty (taka tam fantazja, bo mąż mi się trafił jakiś wybrakowany i masaży robić nie lubi), ba! nawet książki nie ma sensu otwierać, bo za chwile małe, obślimtane rączki się do niej dobiorą, więc z reguły siadam i czytam jakieś bzdury na necie. No wieeecie, pudle, nocoty i takie takie… No i wiem przecież, że to są bzdury i adresaci tych portali nie przejawiają raczej zbyt wysublimowanych gustów, ale serio? Tylko ploty? Te tytułu żenujące? Te sensacje tworzone z byle pierdoły? Serio!?!?!? Tak z dzisiaj… „Kowalczyk wciąż płaci za romans z żonatym”, „Maryla Rodowicz była w ciąży z Danielem Olbrychskim”, „Kim bez majtek na randce z Kanye”. To tylko kilka z dzisiejszych „gorących ploteczek”. I nie chodzi mi o to, że człowiek w ramach 5-minutowego odstresowania ma czytać Dostojewskiego, ale ludzie, szanujmy się trochę!  Przecież jak nie będziemy tego czytać, to oni nie będą tego pisać. Proste. I o ile majtki Kim Kardashian (a raczej ich brak) nikomu raczej szczególnej szkody nie wyrządzą, to już włażenie z buciorami w czyjeś życie jest nie halo.
Tuż po śmierci Anny Przybylskiej wszelkie portale zalały nas całą masą informacji dotyczącej zmarłej, Jej rodziny, bliskich etc. Ohydne jak dla mnie jest żerowanie na takich wydarzeniach. Większość z Was z tym stwierdzeniem się zgodzi. Problem polega na tym, że (zapewne podobnie jak ja) większość z Was klika w te pseudoartykuły, utwierdzając tym samym samozwańczych redaktorów tych jakże poczytnych portali w fakcie, że warto, a wręcz należy wywlekać wszystkie intymne sprawy na światło dzienne, bo to się sprzedaje. Anna Mucha na swoim blogu opublikowała wówczas post o tym, że jeśli nie będziemy klikać, te dziennikarskie hieny nie będą miały dla kogo pisać. Powiem Wam, że jak za tą panią jakoś szczególnie nie przepadam, to wyjątkowo muszę się z nią zgodzić. Co więcej, bardzo mocno wzięłam sobie do serca to, co napisała i skutecznie unikam „napędzania tej kloacznej machiny”. Czy dzięki temu takich artykułów jest mniej? – nie sadzę. Czy będzie mniej w przyszłości? – być może. Jednak czuję się dużo lepiej z myślą, że nie przykładam ręki do tego, by rozbebeszać czyjeś życie i rozkładać je na części pierwsze. Was namawiam do tego samego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz