Zdjęcie by HR
Sposoby na relaks bywają różne i często wybiera
się je w zależności od osobowości, nastroju w danej chwili, upodobań lub (i tak
bywa chyba najczęściej) możliwości. Tak finansowych, jak i związanych z
otoczeniem, czy jak to tam nazwać. No, bo gdy mam kilka minut, bo dzieć
zainteresował się nową zabawką, to nie będę przygotowywać przecież kąpieli z
pianą czy zamawiać masażysty (taka tam fantazja, bo mąż mi się trafił jakiś
wybrakowany i masaży robić nie lubi), ba! nawet książki nie ma sensu otwierać, bo
za chwile małe, obślimtane rączki się do niej dobiorą, więc z reguły siadam i
czytam jakieś bzdury na necie. No wieeecie, pudle, nocoty i takie takie… No i wiem
przecież, że to są bzdury i adresaci tych portali nie przejawiają raczej zbyt
wysublimowanych gustów, ale serio? Tylko ploty? Te tytułu żenujące? Te sensacje
tworzone z byle pierdoły? Serio!?!?!? Tak z dzisiaj… „Kowalczyk wciąż płaci za
romans z żonatym”, „Maryla Rodowicz była w ciąży z Danielem Olbrychskim”, „Kim
bez majtek na randce z Kanye”. To tylko kilka z dzisiejszych „gorących
ploteczek”. I nie chodzi mi o to, że człowiek w ramach 5-minutowego
odstresowania ma czytać Dostojewskiego, ale ludzie, szanujmy się trochę! Przecież jak nie będziemy tego czytać, to oni
nie będą tego pisać. Proste. I o ile majtki Kim Kardashian (a raczej ich brak)
nikomu raczej szczególnej szkody nie wyrządzą, to już włażenie z buciorami w
czyjeś życie jest nie halo.
Tuż po śmierci Anny Przybylskiej wszelkie
portale zalały nas całą masą informacji dotyczącej zmarłej, Jej rodziny,
bliskich etc. Ohydne jak dla mnie jest żerowanie na takich wydarzeniach.
Większość z Was z tym stwierdzeniem się zgodzi. Problem polega na tym, że
(zapewne podobnie jak ja) większość z Was klika w te pseudoartykuły,
utwierdzając tym samym samozwańczych redaktorów tych jakże poczytnych portali w
fakcie, że warto, a wręcz należy wywlekać wszystkie intymne sprawy na światło
dzienne, bo to się sprzedaje. Anna Mucha na swoim blogu opublikowała wówczas
post o tym, że jeśli nie będziemy klikać, te dziennikarskie hieny nie będą miały
dla kogo pisać. Powiem Wam, że jak za tą panią jakoś szczególnie nie przepadam,
to wyjątkowo muszę się z nią zgodzić. Co więcej, bardzo mocno wzięłam sobie do
serca to, co napisała i skutecznie unikam „napędzania tej kloacznej machiny”.
Czy dzięki temu takich artykułów jest mniej? – nie sadzę. Czy będzie mniej w
przyszłości? – być może. Jednak czuję się dużo lepiej z myślą, że nie
przykładam ręki do tego, by rozbebeszać czyjeś życie i rozkładać je na części pierwsze.
Was namawiam do tego samego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz