19 stycznia 2015

Zdecydowanie coś robimy źle


www.google.pl



               Poniedziałek. Brutalne zderzenie z rzeczywistością w ten dzień tygodnia widoczne jest aż nadto. Generalnie jestem niewyspana, od 15-tu miesięcy to już w ogóle, ale dziś… Dziś to jest jakieś apogeum. Powieki opadają w autobusie, tramwaju, przy biurku. Najchętniej schowałabym się gdzieś w koncie i kimnęła tak na godzinkę – dwie, ewentualnie sześć.
            To, że dni przeciekają nam przez palce nie wiedzieć kiedy, nie jest niczym odkrywczym. To, że człowiek z utęsknieniem wygląda końcówki tygodnia, kiedy to w końcu będzie mógł odpocząć, zrelaksować się i spędzić czas z bliskim, również jest oczywistością. Ale o co do cholery chodzi z tym weekendem, że tak szybko mija?!? W każdy niedzielny wieczór plujemy sobie z M. w brodę, że znów nie odpoczęliśmy. Problem wynika z tego, że prócz standardowych weekendowych czynności typu: sprzątanie, zakupy etc., zawsze (ale to zawsze!) wymyślamy sobie milion jakichś dodatkowych czynności, które eksploatują nas w 120% i sprawiają, że zamiast się podczas weekendu regenerować, my rozładowujemy baterie totalnie i stąd poniedziałkowy poranek pod znakiem koszmaru.
            W ten weekend było trochę inaczej, bo zaplanowane przedsięwzięcia były niezbędne do wykonania lub stanowić miały rozrywkę, ale suma summarum i tak wczoraj wieczorem padaliśmy na twarz. Coś tu nie gra. Coś robimy źle, skoro zamiast czerpać przyjemność ze spotkania ze znajomymi, my wracamy tak umordowani, że marzymy wyłącznie o odpoczynku. Z drugiej strony jak tu się zrelaksować, kiedy Groszek roznosi cudze mieszkanie, włazi na stół, zjada wszystko co na nim widzi (!), wysypuje chrupki na podłogę i w efekcie jedno z nas musi nie odstępować go na krok, w przeciwnym razie prócz obrażeń ciała tak młodego, jak i innych obecnych, grozi to zwyczajnie ukróceniem wszelkich kontaktów ze znajomymi i to bynajmniej z naszej inicjatywy. No zwyczajnie nas już nie zaproszą (wierzcie, że wcale bym się nie zdziwiła). Nadmienię, że prócz Dziedzica była tam jeszcze dwójka młodszych dzieci, co w efekcie dawało „lekki” nieład. Jak dołożymy do tego powrót do domu z wrzeszczącym Groszkiem (zapomniałam żelu na ząbkowanie), to wszystko staje się jasne.
            Tym sposobem dotarliśmy do poniedziałkowego poranku, gdy nie wiem jak się nazywam a czeka na mnie masa czynności do wykonania, także trzymajcie za mnie kciuki w dniu dzisiejszym. Co do kolejnego weekendu, to oczywiście mamy plan odpocząć i wreszcie porobić nic, ale jak znam życie, to skończy się jak zwykle. Zdecydowanie coś robimy źle.

6 komentarzy:

  1. Hehehehe mam tak samo. Jest piątek, a później od razu poniedziałek. Co się stało z weekendem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pocieszające, że nie tylko u nas tak się dzieje :)

      Usuń
  2. Jak wychodzę z pracy w piątek, to nagle budzę się przy biurku w poniedziałek rano - to zdecydowanie sprawka kosmitów, każdego weekendu jestem przez nich porywany i nic nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe weekendy wycięte z życiorysu. Znam temat ;)

      Usuń
  3. O i mamy mężczyznę na blogu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam :) Męski punkt widzenia przyda się od czasu do czasu ;)

      Usuń