Po słynnym
„koszyku Kaczyńskiego” zakupy w Biedronce stały się formą buntu przeciw władzy
i politycznemu marazmowi, który nas otacza. Mimo, że wśród konsumentów zdania
są podzielona, ja tam kupuje dosyć często i dobrze mi z tym. Jedyną wadą jest
dla mnie niemożność płacenia kartą, ale jakoś musze to przełknąć. Wiadomo, że
nie wszystkie produkty z Biedronki są godne polecenia, np. mleko sojowe nie
należy do tych zdrowych, bo soja, z której jest ono produkowane pochodzi z
plantacji GMO, a na dodatek jest ono dosładzane. Jednak wspomniane już kiełki
są absolutnym hitem i rewelacją ostatnich tygodni w domu moim i mojej Sis. To
ona sprzedała mi nowinę o ich bytności i odtąd je kupuję. Zajadam je z czym
popadnie. Z ryżem, kaszą, makaronem (najlepiej tym świeżym z Lidla wraz ze
świeżym Pesto), nawet jako sałatka do obiadu czy dodatek do kiełbasek na
kolację. Kiełki podsmaża się kilka minut na łyżce oliwy, doprawiając do smaku.
Ja ograniczam się do odrobiny soli i pieprzu. Moja Sis ostatnio zrobiła z curry
i były wyśmienite. Do tego stopnia, że powiedziałam, że nie chcę, po czym
zeżarłam 2/3 z patelni. Jakoś się jeszcze nie złożyło, żebym dodała je do
sałatki, ale domniemam, że będą równie pyszne. Co ciekawe, kiełki smakują nie
tylko mnie, czy mojej siostrze. Zachwycona nimi jest również moja Mama i nawet
mój ortodoksyjny w smakach mąż, chętnie je konsumuje. Jeśli ktoś ich jeszcze
nie jadł, polecam koniecznie. Zdrowo i zawsze to jakaś smakowa alternatywa.
Załączam
zdjęcie, bo z pewnością część z Was jest wzrokowcami i łatwiej szukać
opakowania, które się widziało.
http://weganskiepysznosci.blogspot.com/2013/08/kieki-na-patelnie-stir-fry-i-vital-fresh.html
Niestety
zdjęcie użyczyłam sobie z wegańskiego bloga, bo moje opakowanie przy otwieraniu
uległo zniszczeniu. Wiem, wiem, taka mała psuja ze mnie. Tak czy inaczej,
kupcie i zajadajcie się. Smacznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz