13 kwietnia 2014

Zdrowie najważniejsze


Miał być post. Pozytywny taki, słoneczny, radosny, jak sobotni poranek. Jak weekend, na który tak czekam, by móc wylegiwać się nieco dłużej w łóżku z moimi chłopakami i delektować się dźwiękiem śmiechu mojego syna. Tak miało być. Taki był plan. Ale życie często weryfikuje nasze plany i gwałtownie zderzamy się z rzeczywistością. Dzień był dobry. Może nie taki, jaki sobie wymarzyłam, ale całkiem przyzwoity. Aż tu nagle bum – złe wieści. Choróbsko podstępne dopadło kolejną bliską mi osobę. Dużo tego w ostatnim czasie w moim otoczeniu. Stanowczo za dużo! Nie wiem czy to tak ogólnie się dzieje czy może tylko u mnie… Jakoś tak przywykliśmy, że łatwiej nam przychodzi godzenie się z chorobą kogoś starszego, kto „już swoje przeżył”, zwiedził pół świata, wychował dzieci a teraz z wnukami na spacer chodzi, pamięta czasy „kartek” w sklepach i Pewexów. To nie tak, że wtedy nie przeżywamy czy nie cierpimy, ale łatwiej odrobinę jest się z takim wyrokiem pogodzić. Tylko co, gdy mimo wieku jeszcze tyle zostało do zwiedzenia, gdy dopiero czeka na te wnuki, żeby im o Pewexach opowiedzieć? I gdy już człowiek bije się z myślami i próbuje jakoś tak względnie ten temat ogarnąć przychodzą kolejne złe wieści. I okazuje się, że tym razem cholerny rak czy inna zaraza, wyciąga swoje macki po kogoś, kto w to życie wydawać by się mogło całkiem nie tak dawno wszedł, kto w planach ma poprowadzić córkę do ołtarza, prowadzając ją póki co do przedszkola co rano.  I nie wiem co gorsze –moja bezsilność czy jego rezygnacja? I staram się powiedzieć coś mądrego, coś co doda wiary i sił, a wychodzi tylko jakiś bełkot, stek bzdur, że co nas nie zabije…
Siedzę sama w pokoju a czuję się, jakby dom był całkiem pusty. Puste ściany, pusty dźwięk uderzeń klawiatury. Tylko pralka tę pustkę przerywa grając banalną melodyjkę, że to już czas rozwiesić groszkowe ubranka. Poczeka. Muszę dokończyć, bo zostawię tak w pół zdania – wiem to na pewno. I jedyne co mi się ciśnie do głowy, jedyne słowa, to że z dupy to wszystko. Z dupy! Młodzi ludzie, starzy, wszystkich jednakowo zżera stres, niszczy pogoń za Bóg wie czym i po co? Żeby finalnie okazało się, że kolejne zera na koncie nie są w stanie zagwarantować im nieśmiertelności? Można mieć wszystko, a zarazem wielkie nic. Taki kubeł zimnej wody wylewa na nas życie. Bywa, że to kubeł pomyj. I przewartościować trzeba wtedy wszystko. Zatrzymać się i pomyśleć co tak naprawdę jest ważne, co się w życiu liczy. On już to wie. I ja wiem. Choć czasem musze sobie o tym przypominać, gdy mi mało, gdy narzekam, że taki stół bym chciała a nas nie stać, że takie auto, bo bezpieczniejsze i klime ma. Nic odkrywczego tu nie zawarłam. Zdrowie najważniejsze mówiły babulinki w poczekalni i ja teraz powtórzę: Zdrowie najważniejsze! A reszta jakoś się ułoży…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz