Przeglądając
ostatnie posty zreflektowałam się, że od 15 czy 16 maja była cisza, a ostro
deklarowałam (i to na piśmie!), że dnia następnego napiszę. O stole zaraz i
nawet zdjęcie dodam, a póki co pochwalę się, że wspominałam tego 15-go, że
drugi ząbek w drodze i nie pomyliłam się – pojawił się jeszcze tego samego
dnia. Póki co pozostałe strajkują i
ukrywają się przed światłem dziennym, a młody z tymi dwoma kasownikami
wygląda przekomicznie. Za to postanowił łaskawie, że już sobie będzie siedział.
Wprawdzie nie mam odwagi zostawić go bez asekuracji na podłodze, bo zdarza mu
się jeszcze pacnąć w tył czy na boki (w przód zatrzymuje się na nóżkach i
podpiera rączkami), ale jest już super. Zupełnie inaczej się z nim funkcjonuje,
ubiera, karmi… Taki mały człowieczek się robi.
No ale do
brzegu… Stół. Stół piękny. Biały. Rozkładany. Nie tak duży, jaki mi się marzy,
ale trudno o ogromny stół w mieszkaniu. Jest więc długi na 140 cm, z dodatkową
wkładką na 40 cm. Mówiąc krótko, kameralną imprezę da już radę
zorganizować. Od początku, jak tylko
myśleliśmy o kupnie mieszkania wiedziałam, że stół w nim być musi i jest to
absolutna konieczność. U mnie w domu był stół i przy nim zasiadało się całą
rodziną. I choć o jedność tej rodziny na tę chwilę niestety już trudno, to rola
stołu i wspólnych przy nim posiłków, jest według mnie znacząca. Mój mąż nie do
końca rozumiał to moje ciśnienie. Mówił, że przecież wystarczy ława, albo
nieduży stół, żebyśmy przy nim siadali. Ja jednak cisnęłam, żeby był to stół
przy którym nie tylko zjada się prędko posiłek i wraca do swoich obowiązków
albo co gorsza, zasiada przed telewizorem, ale przy którym się biesiaduje,
rozmawia, śmieje, płacze. Stół przy którym tętni życie rodzinne. Zawsze byłam
zdania, że sercem domu jest kuchnia. Moja jest niewielka i otwarta na salon,
zatem to serce pragnę położyć właśnie na tym stole. Udało nam się już nawet z
niego skorzystać, bo mieliśmy na weekend bliskich naszemu sercu gości. Moment,
gdy usiedliśmy wszyscy razem do stołu, już wieczorem, gdy dzieciaki popadały,
był zwieńczeniem całego ich pobytu. Panowie drinkowali, my- matki
karmiące-delektowałyśmy się herbatką i do tego wisienka na torcie, w postaci
ciepłego jeszcze chleba, upieczonego własnoręcznie przez mojego męża. Do tego
jedynie masło i sól. Coś wspaniałego. No i powiedzcie sami, wyobrażacie sobie
taką posiadówkę bez stołu? Ja absolutnie nie! Największą radość sprawiły mi
kilka dni temu słowa mojego szanownego małżonka, gdy stwierdził, że dopiero
teraz rozumie i docenia rolę stołu w domu. Ile jeszcze będzie takich posiadówek
ze znajomymi, rodzinnych obiadów, świątecznych śniadań… Każde takie spotkanie
przy stole na stałe wyryje się w naszej pamięci. Stół biały, więc już wyobrażam sobie tam ślady
po kredkach i mazakach, gdy bąbel podrośnie. Każdy taki ślad miał będzie swoją
historię. Najpiękniejsze jest to, że historia naszego stołu dopiero się
zaczęła.
Kochana historia stołu cos pięknego 💖💖💖 ps jestem tego samego zdania . Pięknie sie komponuje u Was !
OdpowiedzUsuńMiło, że się podoba... :)
Usuń