12 czerwca 2014

Historia wypisana na stole


Przeglądając ostatnie posty zreflektowałam się, że od 15 czy 16 maja była cisza, a ostro deklarowałam (i to na piśmie!), że dnia następnego napiszę. O stole zaraz i nawet zdjęcie dodam, a póki co pochwalę się, że wspominałam tego 15-go, że drugi ząbek w drodze i nie pomyliłam się – pojawił się jeszcze tego samego dnia. Póki co pozostałe strajkują i  ukrywają się przed światłem dziennym, a młody z tymi dwoma kasownikami wygląda przekomicznie. Za to postanowił łaskawie, że już sobie będzie siedział. Wprawdzie nie mam odwagi zostawić go bez asekuracji na podłodze, bo zdarza mu się jeszcze pacnąć w tył czy na boki (w przód zatrzymuje się na nóżkach i podpiera rączkami), ale jest już super. Zupełnie inaczej się z nim funkcjonuje, ubiera, karmi… Taki mały człowieczek się robi.
No ale do brzegu… Stół. Stół piękny. Biały. Rozkładany. Nie tak duży, jaki mi się marzy, ale trudno o ogromny stół w mieszkaniu. Jest więc długi na 140 cm, z dodatkową wkładką na 40 cm. Mówiąc krótko, kameralną imprezę da już radę zorganizować.  Od początku, jak tylko myśleliśmy o kupnie mieszkania wiedziałam, że stół w nim być musi i jest to absolutna konieczność. U mnie w domu był stół i przy nim zasiadało się całą rodziną. I choć o jedność tej rodziny na tę chwilę niestety już trudno, to rola stołu i wspólnych przy nim posiłków, jest według mnie znacząca. Mój mąż nie do końca rozumiał to moje ciśnienie. Mówił, że przecież wystarczy ława, albo nieduży stół, żebyśmy przy nim siadali. Ja jednak cisnęłam, żeby był to stół przy którym nie tylko zjada się prędko posiłek i wraca do swoich obowiązków albo co gorsza, zasiada przed telewizorem, ale przy którym się biesiaduje, rozmawia, śmieje, płacze. Stół przy którym tętni życie rodzinne. Zawsze byłam zdania, że sercem domu jest kuchnia. Moja jest niewielka i otwarta na salon, zatem to serce pragnę położyć właśnie na tym stole. Udało nam się już nawet z niego skorzystać, bo mieliśmy na weekend bliskich naszemu sercu gości. Moment, gdy usiedliśmy wszyscy razem do stołu, już wieczorem, gdy dzieciaki popadały, był zwieńczeniem całego ich pobytu. Panowie drinkowali, my- matki karmiące-delektowałyśmy się herbatką i do tego wisienka na torcie, w postaci ciepłego jeszcze chleba, upieczonego własnoręcznie przez mojego męża. Do tego jedynie masło i sól. Coś wspaniałego. No i powiedzcie sami, wyobrażacie sobie taką posiadówkę bez stołu? Ja absolutnie nie! Największą radość sprawiły mi kilka dni temu słowa mojego szanownego małżonka, gdy stwierdził, że dopiero teraz rozumie i docenia rolę stołu w domu. Ile jeszcze będzie takich posiadówek ze znajomymi, rodzinnych obiadów, świątecznych śniadań… Każde takie spotkanie przy stole na stałe wyryje się w naszej pamięci.  Stół biały, więc już wyobrażam sobie tam ślady po kredkach i mazakach, gdy bąbel podrośnie. Każdy taki ślad miał będzie swoją historię. Najpiękniejsze jest to, że historia naszego stołu dopiero się zaczęła.





2 komentarze:

  1. Kochana historia stołu cos pięknego 💖💖💖 ps jestem tego samego zdania . Pięknie sie komponuje u Was !

    OdpowiedzUsuń