Nie wymaga komentarza...
Tata z Rybnika to nie matka Madzi z Sosnowca! List otwarty tatapad.pl
Wyobraź sobie tę sytuację. Po ciężkim dniu pracy, męczącym – toż to początek tygodnia, myślami jesteś już w przedszkolu, jedziesz odebrać swoją córkę. Pochodzisz od tyłu do samochodu. Widzisz fotelik… a w nim główkę dziecka. Oczy zamknięte.
„Dobry Boże, błagam Cię niech ona tylko śpi”, myślisz, a ręce drżą ci coraz bardziej. Szukasz w kieszeni pilota do auta. Klik-klik, otwierają się drzwi. Dopadasz do swojej córeczki. W samochodzie jest gorąco. Rozpinasz pasy – do głowy ci nie przychodzi, że może być za późno. Najpierw próbujesz budzić. Z każdym potrząśnięciem twoje okrzyki stają się coraz głośniejsze, serce bije coraz szybciej, mięśnie odmawiają pracy. Dziecko się nie budzi.
Jechałeś rano do pracy. Córeczka zasnęła wcześniej niż zwykle. Na autopilocie, myślami będąc na dywaniku u szefa, kończysz raport albo roisz inne niepotrzebne rzeczy. Nie skręcasz do przedszkola: córka śpi, w radiu grają jej ulubione piosenki, dojeżdżasz. Parkujesz. Wychodzisz do pracy. Nie myślisz, co się dzieje z córką.
Każdy, kto jest ojcem, wie doskonale, jak zmęczony czasem bywa człowiek. Potrafi sobie wyobrazić, i jest to naprawdę przerażające, co przeżywałby, gdyby dowiedział się o śmierci swojego ukochanego dziecka. Trzy lata poznawania, kształtowania człowieka, codziennych rozmów, od pieluch po rower. Od „a dlaczego?”, do „a po co?”. Każdy z nas oddałby swojemu dziecku co najcenniejsze: majątek, nerkę, nawet życie.
Każ∂y z nas mógłby się znaleźć w sytuacji Taty z Rybnika. Myślę, że większość z nas potrafi zrozumieć, co się dzieje, gdy człowiek jest zmęczony, zapracowany, a suma małych okoliczności – pogody, nastroju, nieuwagi – doprowadzi do prawdziwej katastrofy.
Każdy, oprócz mediów: społecznościowych i tych starodawnych. Media się grzeją, bo dziennikarze to w większości hieny – a my za nimi powtarzamy te samosądy, wydajemy wyroki – choć one nie mają znaczenia, z poczuciem wyższości oceniając, wyzywając od debili, grożąc i życząc jak najgorzej Ojcu z Rybnika.
To dlatego śledczy nie mogą nawiązać z nim kontaktu. To dlatego lekarze nie potrafią wyciągnąć go ze stanu osłupienia. Nie ma człowieka, który potrafiłby żyć ze świadomością, że w głupi, prosty, drobny acz kolosalny sposób doprowadził do śmierci swojego dziecka. To poczucie z pewnością doprowadzi go do śmierci samobójczej – gdy tylko odzyska kontakt ze światem. Nie można żyć z czymś takim – zapamiętajcie moje słowa. Media, dziennikarze, i czytelnicy w newsfeedach, tweetach i rozmowach przy ekspresie do kawy.
Taka historia świetnie napędza sprzedaż. No i się klika. Bo przecież wszyscy jesteśmy świetnymi rodzicami. Nie popełniamy błędów. Każdy jest pierwszy, by rzucić kamieniem.
A tymczasem, gdzieś na południu Polski, w małym mieście Tata z Rybnika ma swoje piekło i naszego wcale nie potrzebuje. Ono, przy jego piekle, jest naprawdę niczym.
Apeluję i proszę, z mojego niszowego miejsca w sieci, zachowajcie ciszę nad tą trumną.
Czy raczej – trumienką.
To mój list otwarty do mediów w samym środku sezonu ogórkowego.
Michał Nazarewicz
Redaktor naczelny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz