Młody chory, ja
chora, M. chory, sąsiedzi chorzy, wszystkie dzieci w naszej bramie chore… no
masakra jakaś totalna, bądź też zwyczajnie jesień zawitała z wszelkimi swoimi
urokami, zatem i czas chorób nastał. O ile jeszcze chore dziecko jakoś człowiek
ogarnia, o tyle gdy już sam niedomaga, robi się znacznie gorzej. Groszek prawie
nie śpi w nocy, bo gile skutecznie mu to uniemożliwiają. Odpalamy odkurzacz i
katarek, ale nie daje to efektu na całą noc. O mnie to już nie wspomnę, bo nie
dość, że nosem praktycznie nie oddycham, to jak już jakimś cudem udaje mi się zasnąć,
budzi się bąbel z płaczem i powtórka z rozrywki. Przypominam, że karmie, więc
pola manewru jeśli chodzi o środki naprawcze, nie mam zbyt pokaźnego. Chociaż
nieeee… Wszelkie czosnki, masła, maliny i hektolitry herbaty z cytryną, są w
stałym użyciu. Generalnie nie jest kolorowo, a ja czuje się jak wypluty
rabarbar. Aktualnie oba moje chłopaki śpią, a ja mam chwilę podczas której
powinnam leżeć, wykaszleć się, wysmarać za wszelkie czasy, albo przynajmniej
kimnąć. Ja natomiast wstawiłam już zmywarkę, ogarnęłam pokój (jeden, bez
przesady, żeby całe mieszkanie!) i zastanawiam się nad jakimś praniem. Ale wstawię i idę leżeć. Słowo! Dobrze, że w miniony weekend teściówka zasiliła nas
domowymi specjałami, zatem kuchnia serwuje dziś gołąbki, pierogi lub pyzy z
mięsem. Nie wyobrażam sobie jakbym jeszcze miała stać przy garach. Do wczoraj
było znośnie, bo M. się trzymał, ale jak obudził się w nocy (gdy ja nie spałam
przecież, bo nos zatkany) z tekstem, że gardło go boli, to już wiedziałam co się
święci. Wiecie jak to jest mieć chore dziecko w domu? No, to teraz mam dwójkę,
chociaż M. jeszcze daje się namówić na rolę pielęgniarza, ale z minuty na
minutę jest gorzej. Przydałaby nam się jakaś mama do pomocy, albo chociaż
siostra. A tak… wszyscy daleko, a my skazani na mękę i udrękę w tonie zasmarkanych
chusteczek i butelek z różnorakimi syropkami.
Mały się obudził, także już
pospałam. Cóż… życie…
O żłobku, a
raczej dniu nr 1 i nr 2, bo trzeciego dnia już walczyliśmy z gilonami, opowiem
jak powrócę do świata żywych. A póki co, zdrówka Wam życzę i nam przy okazji
też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz