13 września 2014

Chory, chorszy...

Młody chory, ja chora, M. chory, sąsiedzi chorzy, wszystkie dzieci w naszej bramie chore… no masakra jakaś totalna, bądź też zwyczajnie jesień zawitała z wszelkimi swoimi urokami, zatem i czas chorób nastał. O ile jeszcze chore dziecko jakoś człowiek ogarnia, o tyle gdy już sam niedomaga, robi się znacznie gorzej. Groszek prawie nie śpi w nocy, bo gile skutecznie mu to uniemożliwiają. Odpalamy odkurzacz i katarek, ale nie daje to efektu na całą noc. O mnie to już nie wspomnę, bo nie dość, że nosem praktycznie nie oddycham, to jak już jakimś cudem udaje mi się zasnąć, budzi się bąbel z płaczem i powtórka z rozrywki. Przypominam, że karmie, więc pola manewru jeśli chodzi o środki naprawcze, nie mam zbyt pokaźnego. Chociaż nieeee… Wszelkie czosnki, masła, maliny i hektolitry herbaty z cytryną, są w stałym użyciu. Generalnie nie jest kolorowo, a ja czuje się jak wypluty rabarbar. Aktualnie oba moje chłopaki śpią, a ja mam chwilę podczas której powinnam leżeć, wykaszleć się, wysmarać za wszelkie czasy, albo przynajmniej kimnąć. Ja natomiast wstawiłam już zmywarkę, ogarnęłam pokój (jeden, bez przesady, żeby całe mieszkanie!) i zastanawiam się nad jakimś praniem. Ale wstawię i idę leżeć. Słowo! Dobrze, że w miniony weekend teściówka zasiliła nas domowymi specjałami, zatem kuchnia serwuje dziś gołąbki, pierogi lub pyzy z mięsem. Nie wyobrażam sobie jakbym jeszcze miała stać przy garach. Do wczoraj było znośnie, bo M. się trzymał, ale jak obudził się w nocy (gdy ja nie spałam przecież, bo nos zatkany) z tekstem, że gardło go boli, to już wiedziałam co się święci. Wiecie jak to jest mieć chore dziecko w domu? No, to teraz mam dwójkę, chociaż M. jeszcze daje się namówić na rolę pielęgniarza, ale z minuty na minutę jest gorzej. Przydałaby nam się jakaś mama do pomocy, albo chociaż siostra. A tak… wszyscy daleko, a my skazani na mękę i udrękę w tonie zasmarkanych chusteczek i butelek z różnorakimi syropkami.
Mały się obudził, także już pospałam. Cóż… życie…

O żłobku, a raczej dniu nr 1 i nr 2, bo trzeciego dnia już walczyliśmy z gilonami, opowiem jak powrócę do świata żywych. A póki co, zdrówka Wam życzę i nam przy okazji też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz