11 lutego 2015

Mama wraca do pracy



Zdjęcie by www.partnerwithsheena.com/

Minął już trzeci miesiąc odkąd wróciłam do pracy po blisko 1,5 rocznej przerwie. Bałam się tego potwornie… bo Groszku do żłoba… bo nowa ekipa, którą mam zarządzać, gdy oni zdążyli się już zgrać i to ja jestem tą nową, obcą, złą… bo porzucam niejako swoje dziecko… bo trudno pogodzić rolę matki i karierę zawodową… Jak się okazało, bałam się zupełnie niepotrzebnie, choć nie twierdzę, że bezpodstawnie. Wszystkie tę lęki są uzasadnione, z czegoś wynikają, coś symbolizują. Jednak dzięki sprawnej organizacji, no i mojemu mężowi, jakoś udaje mi się to wszystko ogarnąć, wszystko pogodzić. Przyznaje też, że mimo fizycznego zmęczenia, psychicznie funkcjonuję o wiele lepiej i po powrocie do domu najzwyczajniej w świecie mam ochotę pobawić się z moim synem (gdzie ostatnimi czasy przed powrotem do pracy bywałam tak zmęczona, wręcz dojechana, że raczej średnio angażowałam się w wymyślanie nowych zabaw i tysięczne rzucanie piłeczki). Nigdy nie spodziewałam się, że to powiem, ale praca stała się dla mnie swego rodzaju odskocznią, baaa nawet odpoczynkiem. Podkreślić jednak trzeba, że nabrałam dużego do niej dystansu. Kiedyś mocno wszystko przeżywałam, przynosiłam prace do domu i w torebce i w głowie. Teraz zamykam drzwi i myślami jestem już z Groszkiem. Nikt ani nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi  (w każdym razie na pewno nie tak, jak to miało miejsce przed zajściem w ciążę). Po prostu, teraz to tylko praca. To, czym warto się przejmować, martwić, cieszyć, mam w domu. Jasne… są dni, że żałuję, że nie mogę zostać z Groszkiem do 3 r.ż. (albo i dłużej) w domu, że nie mogę uczyć go wszystkiego sama, po kolei, że to panie w żłobku, jako pierwsze, widzą jego rozwój, postępy… Ale potem uświadamiam sobie, że chyba nie do końca byłabym w tej sytuacji szczęśliwa, że nie do końca byłoby mi dobrze i obawiam się, że to odbijałoby się również na tych, których kocham przecież najbardziej na świecie.
Rozmawiałam ostatnio z żoną klienta… na moje pytanie, czym się obecnie zajmuje? odpowiedziała: „siedzę sobie w domu i wychowuję dzieci”. Odparłam niemal natychmiast: „zazdroszczę pani…”, na co ona: „proszę mi wierzyć, że chętnie bym się z tego domu wyrwała…” To nie była pretensja, roszczenie w jej głosie… To było coś, co czułam jeszcze niedawno i co czuje (z tego, co mi wiadomo) wiele kobiet, które wybrały prowadzenie domu, jako formę pracy zawodowej. To była tęsknota za niezależnością, za posiadaniem swojego terytorium, do którego domownicy nie mają wstępu. Rozumiem w zupełności fakt, że wiele Matek „siedzących” w domu (w tym także ja swego czasu), zdecydowały się na pisanie bloga czy szukanie innego azylu, pasji… Czegoś, co pozwoli im zdefiniować się inaczej, niż jedynie jako żonę i Matkę.

Chcę tym samym podkreślić, że w żadnym wypadku nie próbuję tu krytykować tych Matek, które z różnych względów (czasem z wyboru, a czasem z przymusu) zdecydowały się zrezygnować z kariery zawodowej, porzucić ją, w ogóle jej nie podjąć, na poczet rodziny i dzieci. Powiem nawet więcej! Teraz (czyli po moim powrocie do pracy, gdzie załapałam równowagę psychiczną) podziwiam Je jeszcze bardziej! Ostatnimi czasy dosyć często podkreśla się jak ciężką i wymagającą pracą jest prowadzenie domu. I mimo, że ja mam mniej czasu na wszystkie te czynności, to jest mi zdecydowanie łatwiej, bo mam odskocznię, której niektórym Mamom z pewnością czasami brakuje. Dlatego: Mamo! (która nie śpisz po nocach, bo lada dzień wracasz do pracy po macierzyńskim czy wychowawczym) nie martw się! Początki będą trudne, ale z pomocą bliskich (albo nawet sama) zorganizujesz się tak, że żadna sfera Twojego życia nie ucierpi, a Ty z pewnością poczujesz się dowartościowana (zarówno w sferze osobistej, jak i zawodowej). Z kolei: Mamo! (która prowadzisz dom, dbasz o męża i wychowujesz dzieci, zapewniając im strawę, opiekę i przednią zabawę) wielki pokłon w Twoją stronę, bo wykonujesz naprawdę kawał dobrej roboty. Pozwól sobie jednak czasami na mały egoizm: wyskocz do kosmetyczki, umów się na kawę z przyjaciółką, albo przynajmniej zrób sobie wypaśną kąpiel z pianą i kieliszkiem wina – należy Ci się, pamiętaj o tym!

5 komentarzy:

  1. I w jednym i drugim przypadku są plusy i minusy. Jak wspominam swój powrót do pracy to też kojarzy mi się właśnie z odskocznią i z tym że wracałam do domu z uśmiechem na twarzy. Z nowymi siłami żeby bawić się z Karolem :) również mam mnóstwo szacunku i podziwu dla kobiet prowadzących dom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że każdy inaczej to postrzega i jedna kobieta potrzebuje wręcz "pójść do pracy", a inna doskonale się czuje "tylko" prowadząc dom i wychowując dzieci. W każdym jednak wypadku, wydaje mi się, że jakiś azyl jest wręcz niezbędny dla zachowania równowagi psychicznej.

      Usuń
  2. Jak tak piszesz to aż do bym wróciła :-) oczywiście takiej poza domem - w przerwach w zajmowaniu się domem i rodziną zajmuję się swoją firmą, ale to chyba nijak ma się do regularnego opuszczania domostwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to w ogóle nie wyobrażam sobie pracy w domu, jeszcze przy dzieciach... Jak miałabym chwile wolną, to leżałabym na kanapie i robiła NIC :) Podziwiam Cię za samodyscyplinę!

      Usuń
  3. Święte słowa!!!

    OdpowiedzUsuń