28 sierpnia 2015

Jak Mamusia...







Wiem, wieki się nie odzywałam… Wiem, obiecywałam, że będę pisać… ja to wszystko wiem, ale nieobecność M. sprawia, że ta szara rzeczywistość naprawdę staję się SZARA. Prócz chronicznego zmęczenia, jestem wyzuta z jakichkolwiek chęci działania. Pustka po prostu. Jasne, Wasze maile, wiadomości… to mnie napędza, ale jak już mam siąść i zacząć pisać, jak już post niemal gotowy w głowie, to proza życia zabija wszelką inwencję. Poprawię się. Serio. A na pewno bardziej się postaram. Póki co, jesteśmy od kilku tygodni w komplecie, ja właśnie skończyłam się urlopować i czuję się o nieeeebo lepiej. Na każdym gruncie. Fotorelacja znad Bałtyku będzie na pewno, a póki co szukam jakichś sensownych wskazówek w okiełznaniu Groszka. Tosz to szatanek mały. Niczego się nie boi. Totalnie nas nie słucha. Owszem, zauważyłam z ulgą ostatnio, że jednak ma jakieś granice, ale wytyczył je sobie daleeeeko za daleko. Nie ogarniamy. Ręce nam opadają. Szukam, pytam, czytam… Pierwszy z brzegu przykład: wyszperałam gdzieś, że gdy dziecko rzuca przedmiotami, należy takie zachowanie skanalizować i przetworzyć w zabawę. Tak więc ja – Matka „dam radę” Polka, kombinuje, przygotowuje wiaderka, pudła i inne takie, żeby mój syn pierworodny (z charakterkiem niewątpliwie „po mamusi”) wywalił całą zawartość na podłogę i zaczął sobie rzucać czym popadnie w ścianę. No nie działa nam to. Nie działa i już.
Urlop spędzaliśmy z przyjaciółmi. Mają córkę w wieku Groszka. Tak, wiem, że to dziewczynka. Wiem też, że dzieci bywają różne, ale musielibyście to widzieć. Ona – grzeczna, posłuszna, stonowana i Groszek – barbarzyńca (taką pieszczotliwą „łatkę” zyskał, co chyba mówi samo za siebie).
Obecnie męczę J. Juula, bo to ponoć klucz do zrozumienia charakternego dziecięcia. Na pierwszy ogień poszło „Twoje kompetentne dziecko”. Niedawno zaczęłam, więc żadnych mądrości tu (jeszcze?) nie przekaże, a uczucia mam mieszane. No nic… zobaczę, jak dobrnę do końca. Tak sobie jednak pomyślałam, że może Wy coś poradzicie, doradzicie? Przecież tu matki głównie mnie czytują (tak przynajmniej wynika z maili i statystyk), także liczę na Waszą pomocną dłoń, bo mnie się pomysły wyczerpały. Karma, Moi Drodzy, karma mnie dopadła i jak echo odbijają się słowa mojej Mamy „no jak mamusia”. Co zrobić…? Może i dzieć mój wygląda jak tatuś, ale popalić daje „jak mamusia”.