9 stycznia 2015

Mikemary.pl o Matkach - wariatkach



http://mikemary.pl/2015/01/08/matko-internetu-ogarnij-sie/ 


Naprawdę dobry blog, przedstawiający punkt widzenia faceta (nie raz pomaga to w zachowaniu zdrowego rozsądku - ehe... nie mówcie, że jest inaczej), a ten wpis to już w ogóle...
Niestety każda matka bywa taką Matką - wariatką. Ja też mam zapędy na "alfę i omegę" w temacie wychowania, karmienia piersią i reakcji na kolki, alergie i skoki rozwojowe. Guilty. Przyznaje się bez bicia. Pół biedy, gdy zdajemy sobie z tego sprawę. Zdecydowanie gorzej, gdy posiadając jedno dziecko i wiedzę czerpaną z kilku książek i "matczynych" forum (forów? eee tam...) internetowych, czynimy z siebie eksperta, pretendującego do udzielania nie tyle porad (bo to przecież jest ok, potrzebne i w ogóle fajne, że chcemy służyć pomocą innej matce), co wykładów, prelekcji, przygotowywania publikacji niemalże naukowych, a najlepiej otworzenia szkoły rodzenia, poradni czy innego tego typu miejsca, gdzie swoje NIEPODWAŻALNE, NIEOMYLNE I JEDYNE teorie wygłaszać będziemy mogły do woli. Także ten... Ja się ogarniam (przynajmniej próbuję), a Wy?
Na dobry początek dnia, poczytajcie...


Matko z Internetu, ogarnij się!






shout
Przez długi czas mówiło się, że to na Wykopie siedzi gimbaza i najgorsza społeczność internetowa. Prawda jedna jest taka, że choć ich społeczność jest cięta, dociekliwa i czasami bezlitosna, to na pewno nie jest to banda gimbusów wpisująca się „pierwszy!” w każdym możliwym miejscu. Takich prędzej znajdziemy na YouTubie. Ale oni też tak bardzo mi nie przeszkadzają. Jest jedna grupa, która powoduje, że czasami budzi się we mnie wewnętrzny Hulk, który ma chęć rozerwać się od środka i cisnąć parę osób gdzieś w stronę horyzontu. To Matki w Internecie.
Już na początku wyjaśnienie. Dlaczego nie piszę o Ojcach? Bo Ci, choć coraz bardziej wczuwają się w role rodzicielskie, publicznie gadają o dzieciakach, biorą urlopy tacierzyńskie i chełpią się byciem rodzicem, nie zachowują się w taki sposób. Przynajmniej w temacie dzieci :)
Wiecie dobrze o czym mówię. O tysiącach, jak nie dziesiątkach tysiącach Matek, Które Wiedzą Wszystko. Takich, dla których wybrana przez nie droga wychowania dziecka jest czymś opartym na aksjomatach, jest Jedyną Słuszną Drogą – wydawać się może, że Papież Franciszek ma więcej wątpliwości co do wybranej przez siebie wiary, niż one co do swoich wyborów. Ale to jeszcze nic, niech sobie mają. Najgorsze jest to, że agresywnie epatują tymi poglądami na inne osoby – pytane, czy  niepytane. Oczywiście, oczywiście nie robią tak wszystkie matki. Mam nawet olbrzymią nadzieję, że to mniejszość. Ale te które to robią budzą we mnie momentami cholernie szowinistyczne myśli w stylu… eh, nieważne.

1. Nie musisz mieć racji!

Odetnijmy patologie w stylu „nie zależy mi na moim dziecku” oraz takie bardzo wątpliwe w stylu „specjalnie chcę źle dla mojego dziecka”. Te drugie mam nadzieję prawie zupełnie nie istnieją. Większość matek chce dobrze dla swojego potomstwa i trudno się temu dziwić. Problem polega na tym, że czasem bardzo trudno to „dobrze” zdefiniować. Istnieje dziś tak dużo teorii, czasem wzajemnie się wykluczających, że trudno się w tym gąszczu odnaleźć. Co więcej, te, które wydają się całkiem sensowne, po kilku latach są obalane. Jedno jest pewne – oprócz spraw dość podstawowych i elementarnych jest bardzo, bardzo dużo różnych teorii na temat opieki nad dziećmi oraz ich wychowania. I droga którą idziesz – choć wydaje ci się najlepsza – wcale nie musi obiektywnie być najlepszą. UWAGA, możesz nawet się mylić!
Przez wiele dekad XX wieku karmiono niemowlaki mlekiem krowim. Dziś to trochę nie do pomyślenia. Co więcej, uważano, że jest ono lepsze od mleka matki! To samo dotyczy chodzików (zniekształcenia bioder) i wielu, wielu spraw. Jestem więcej niż pewien, że za 10, a może nawet 5 lat, część dzisiejszych teorii legnie w gruzach. Co więcej, być może żadna spośród tych które dzisiaj między sobą „konkurują”, nie jest słuszna! Dlatego stosujemy te które uważamy za słuszne. Czytamy książki, rozmawiamy z innymi znajomymi, polegamy też na własnej intuicji.
Pamiętaj, że dzisiaj prawie każdy może napisać książkę ze swoimi teoriami i nikt tego mu nie zabroni. A co dopiero założyć stronę w sieci. Sieć jest pełna tak straszliwych bzdur, że wcale nie jest powiedziane, że podążasz jakąś oświeconą drogą. Może ta droga jest kompletnie do niczego.

2. Nie znasz całej sytuacji

Jedne z dwóch dyżurnych tematów – karmienie piersią i poród naturalny. Matki które tego nie robią, mają oddzielny krąg w piekle! A nie pomyślałaś, że sytuacja może być różna? Być może kobieta po prostu nie może karmić piersią? Może bardzo chce, ale po prostu za nic w świecie jej się to nie udaje, bo ma takie uwarunkowania biologiczne? Albo psychologiczne? Bo stres jej na to nie pozwala, a twoje dobre rady tym bardziej nie pomogą? Serio, jest 99% szans, że nie jesteś lekarką, więc nie wciskaj przeczytanych gdzieś teorii, bo zachowujesz się jak wiejski znachor. My mieliśmy duży problem z karmieniem naturalnym i Franek był w 75% karmiony butelką. Przy dwóch kolejnych dzieciakach problemów nie było.
Wyobrażam sobie też – jako facet – że poród jest na tyle specyficzną i trudną sprawą, że niektóre kobiety po prostu z własnych względów decydują się na cesarkę. To ich sprawa. To nie jest coś jednoznacznie złego i szkodzącego dziecku! Nie wydawaj osądów, tym bardziej, że mogą stać za tym różnego rodzaju problemu natury medycznej, czy psychicznej. Nie pomyślałaś plując jadem w monitor, że być może matka lub babka tej kobiety umarła przy porodzie?

3. Jesteśmy różni!

Kolejny element to stopień w jakim rezygnujemy z własnego życia, czy roli małżonka – dla dziecka. My mamy tu dość określone zdanie. Jeśli chodzi o sprawy życia i śmierci, choroby, czy podstawowe potrzeby dziecka to odjąłbym sobie od ust wszystko, by tylko były zdrowe. Natomiast oprócz potrzeb są również zachcianki i choć często je spełniamy, to nie będziemy totalnie ruinowali swojego życia dla  zachcianek dziecka. Może dlatego, choć mamy trójkę dzieci – co dla wielu osób wydaje się niemalże patologiczne – mamy czas dla siebie nawzajem, pozostajemy zakochanymi w sobie chłopakiem i dziewczyną, chodzimy na randki, umawiamy się ze znajomymi do kina, i robimy dość dużo rzeczy.
I znowu – dostaję szewskiej pasji, gdy któraś matka wmawia mi, że jest lepsza, bo my nie śpimy z naszymi dziećmi w łóżku, a oni wyznają jedyne słuszne Rodzicielstwo Bliskości, więc śpią z nimi zawsze . A my wyznajemy przepraszam co? Rodzicielstwo Zimnego Chowu? Bo chcemy by łóżko pozostało naszym królestwem (oczywiście z wyjątkami)? Bo nie wyobrażamy sobie, żeby przez kilka lat z rzędu zrezygnować z normalnego życia seksualnego bo śpią z nami dzieci? Bo wprowadzamy w domu zasady, które dają też NAM prawo do pewnych rzeczy? Róbcie to po swojemu! Ale przestańcie wmawiać innym, że to jedyna słuszna droga, szczególnie niepytane.
Kolejny temat – słoiczki. W słoiczkach oczywiście samo zło i CHEMIA. Matko, jakie ty masz kompetencje z chemii, albo medycyny? Diamenty przeciw orzechom, że jesteś kompletną laiczką. Wykształconą na kolorowych pismach i forach internetowych. Czyli nadal nie wiesz NIC. Karm dzieci jak chcesz, to jest TWOJA sprawa. Ale nie udawaj lepszej w internecie tylko dlatego że spędzasz pół dnia w kuchni. Być może ktoś nie chce. Po prostu. I uwaga – istnieje szansa, że wcale nie karmisz dziecka lepiej. Żywność dla dzieci przechodzi setki tysięcy testów, a każdy podejrzany składnik jest wychwytywany przez konkurencję. A ty idziesz do marketu, kupujesz wędliny nieznanego pochodzenia, ryby nieznanego pochodzenia, czy warzywa o których też nic nie wiesz. Na serio serio, każda z was ma przydomowy ogród, sad i własne pastwisko dla własnej eko-krowy i eko-kur? Wątpię, szczerze wątpię.

4. Ludzkość przetrwa.

Takich tematów są dziesiątki, jak nie setki. Kolejne dzieci nieco z tego leczą, my sami widzimy że w przypadku każdego postępowaliśmy nieco inaczej i leczyliśmy się na własnych błędach. Całe szczęście to nie są zazwyczaj wielkie rzeczy. Bo te nasze dylematy to naprawdę jest nic. Ludzkość przetrwała w o wiele, wiele gorszych warunkach. I dlatego gdy widzę kolejne Oświecone Matrony które na blogu Marysi zaczynają ją odsądzać od czci i wiary, BO OŚMIELIŁA SIĘ NAPISAĆ O SMOCZKU, to gotuje się we mnie.
Bo gówno wiedzą na ten temat – moja siostra jest stomatolożką i bardziej zależy mi na JEJ opinii, niż amatorek z sieci,
bo mamy prawo do snu i jeśli smoczek nam w tym pomoże (i nie będzie stosowany do 5 roku życia) to nic się nikomu nie stanie,
bo nie wiedzą, że Hela ssie palucha, a łatwiej odzwyczaić od smoczka, niż od palca,
bo może Mary naprawde nie ma ochoty być przez rok dodatkiem do swojego cyca, którego głównym zadaniem ma wcale nie być karmienie, a bycie przyssawką i wypełniaczem ust dziecka.
BO TAK ZDECYDOWALIŚMY.
Pomyśl więc chwilę Matko z Internetu, zanim zaczniesz wpajać swoje poglądy innym. Wierzę, że dbasz o dziecko najlepiej jak tylko się da. Ale nie, prawdopodobnie nie doznałaś oświecenia z niebios i nie stosujesz Jedynych Właściwych Metod. Więc zachowaj je raczej dla siebie, chyba, że ktoś cię o to zapyta. Ale nawet wtedy naucz się takich oto przydatnych sformułowań:
” Moim zdaniem…”
„My uważamy…”
„Zauważyliśmy, że…”
„Czytałam ostatnio książkę…”
To pomoże. Bardzo. Nam wszystkim.
***
Oh wait. To przecież nie dotyczy tylko Internetu. To przecież problem który istnieje od dawna. Kiedyś jednak nie było tyle możliwości wypowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz