20 listopada 2015

Kierunek - zmiany




Pewna dobra duszyczka podsunęła mi ostatnio bardzo mądry tekst. O zmianach i lęku przed nimi. O naszych wewnętrznych blokadach i konieczności ich pokonania, w przeciwnym razie utkniemy w tym „nigdzie” na zawsze, a frustracja będzie tylko narastać.
Nie lubię zmian. Nigdy nie lubiłam. Lubię stabilizację i to, co znam, bo dzięki temu zyskuję poczucie bezpieczeństwa. Ale przecież zmiany są nieuniknione. Świat zmienia się każdego dnia i to nas niejako obliguje do weryfikowania swoich uczuć, światopoglądu, gustów i upodobań. Co więcej, są pewne sytuacje, pewne sfery w naszym życiu, które tych zmian absolutnie wymagają. Może nie nieustannie, ale przynajmniej raz na jakiś czas potrzebne jest swego rodzaju „odświeżenie”. Jak już pisałam, ja zmian nie lubię, więc z reguły bronię się przed nimi rękami i nogami, choć przecież, skoro coś z zmieniamy, to z reguły na lepsze. No i dążąc do tego „lepszego”, spięłam to, co popularne powiedzenie nakazuje i zgodnie ze wspomnianym wyżej tekstem spisałam wszystkie „za” i „przeciw”. Sposób banalny, acz skuteczny. Zawsze! (choć nie zawsze chcemy się do tego przyznać) Prawdę mówiąc owych plusów i minusów nie musiałabym nawet spisywać. One kotłowały się w mojej głowie od dawna. Uporządkowałam je zatem, od początku znając wynik i ku zaskoczeniu samej siebie, zrobiłam krok. Na razie jest to krok „w kierunku”, mały, całkiem niewielki, ale on jest początkiem. Środkiem do osiągnięcia celu. A cel ten, gdy już go osiągnę, przyniesie radość i spełnienie.
Tak więc trzymajcie mocno za mnie kciuki, co bym się nie wycofała po drodze (choć oficjalnie i publicznie zarzekam się, że nie tym razem), a Was samych zapraszam do lektury owego „prowodyra” ,  bo przekonana jestem, że po trochu jest to o każdym z nas…

1 komentarz:

  1. Hmmm... a kiedy Twoi wierni czytelnicy/fani dowiedzą się co z tego wynikło? ;)

    OdpowiedzUsuń