M. nadal daleko ciałem, choć
sercem ciągle przy nas. Ciężko jest tak osobno. Nigdy bym się nie zdecydowała
na takie życie „na dłużej”. A może to już jest to „dłużej”? Bo co dla kogo to
znaczy? Dla nas rok to niby jeszcze krótko, a każdego dnia skreślam kolejną
liczbę w kalendarzu. I w samotne wieczory zaglądam do pustego kubka po herbacie
i nie ma mi kto zrobić nowej. I na niedzielny spacer z Groszkiem sami idziemy. Rok.
„Tylko” rok. Dla innych miesiąc byłby już nie do zniesienia. Ale podjęliśmy
decyzję, więc zmagamy się, walczymy… Chociaż ciężka to walka i zdecydowanie
nierówna. I wysoką cenę ponosimy za tę decyzję. Nie wiem kto bardziej, kto z
nas wyższą… Ja – wnosząc na drugie piętro śpiącego Groszka w wózku, zakupy,
pampki i jeszcze autko spadło i awizo w skrzynce, a poczta przecież do 17-tej…?
Czy M. – którego nie budzi szczebiotliwy głosik każdego dnia, który nie widzi
jak syn buduje coraz to wyższe wieże z klocków, garaże dla autek, składa coraz
to trudniejsze zdania w tym poplątanym, dziecięcym szyku? A może Groszek
właśnie, który rankiem klepie puste miejsce w łóżku stwierdzając „tatusia nie
ma”? Nie wiem czy stojąc przed tym wyborem po raz drugi, zdecydowalibyśmy się
na taki krok. Ale bliżej już, niż dalej… Za pasem Święta i cudny, wspólny czas.
A później to już z górki… tylko jeszcze teraz musimy się wspólnie na tę górkę
wdrapać.
Popłakałam się. Jakoś tak nie wiem czemu. Tule Cię mocno. Jeszcze tylko trochę. Wytrzymacie! :*
OdpowiedzUsuńBabo! Dasz rade! Dzielna jesteś!
OdpowiedzUsuń:( znam to........
OdpowiedzUsuń