www.google.com
Zmęczenie sięga zenitu,
natłok obowiązków przygniata z każdej strony i jak zapewne niektórzy zdążyli
zauważyć, nie bardzo znajduję czas na pisanie. Padam przed 21-wszą i generalnie
ledwo zipie. Dziś jednak udało mi się złapać jakąś namiastkę weekendu i jak
ululałam moich Panów (serio, kimają obaj!), to popijając herbatę mam czas na
szybkiego posta.
Tak mi się wczoraj
nasunęło, że odkąd jestem Mamą, uczę się korzystać z pomocy innych. Pewnie
każdy ma inaczej, ale mnie (zwłaszcza początkowo) sprawiało to nie lada
trudność. A już o te pomoc poprosić… to
dopiero był wyczyn. Jak urodziłam Groszka, to przez dobry miesiąc właściwie nie
przyjmowałam gości. Dosłownie kilka najbliższych osób się pojawiło, ale raczej
nie z mojej inicjatywy. Baby Blues przyjął u mnie monstrualne rozmiary i nie
tyle, żeby rzeczywistość mnie jakoś szczególnie przerażała czy dobijała, ale
zwyczajnie chciałam przebywać jedynie z moimi chłopakami. Już w szpitalu jednak
byłam świadoma, że pomoc (zwłaszcza początkowo) będzie mi potrzebna. Jako, że
moja Mama niestety nie mogła mnie wtedy wesprzeć, pojawiła się teściowa. I choć
różnie się nasze relacje układają, to gotowości i chęci do niesienia pomocy
odmówić Jej nie mogę. Przyjechała dosłownie na kilka dni, zaopatrzona w
kilogramy wałówki. Do tego nagotowała drugie tyle, żebym nie musiała koczować
przy garach, zwłaszcza w tym początkowym okresie. Pamiętam jak pytała co
jeszcze może zrobić (to typ kobiety, która nie potrafi siedzieć bezczynnie). I
tak chodziłam wokół niej, chodziłam, aż wreszcie nieśmiało wydusiłam „Może
lodówkę…?” Rach, ciach i lodówka błyszczała jak nowa. Okna też pomyte były. I
jak już teściówka posprzątała i poprasowała wszystko, co tylko mogła, to się
zawinęła kulturalnie, za co byłam Jej niewymownie wdzięczna.
No ale do brzegu… (kiedyś
jedna znajoma nazwała mnie Mistrzynią dygresji – coś w tym jest, muszę
przyznać). Tak sobie wczoraj właśnie myślałam, że każda Matka, a zwłaszcza ta
świeżo upieczona, powinna nauczyć się kilku rzeczy (pisałam o tym już tutaj),
m. in. Spać, gdy dziecko śpi; przymykać oczy na „artystyczny nieład” wokół; wyegzekwować
od siebie odrobinę zdrowego egoizmu; a od innych chwili, by go uskuteczniać.
Dodatkowo jednak nauczyć się musi rzeczy najtrudniejszej, czyli prosić innych o
pomoc. Wiem, nie jest to łatwe, ale doświadczenie podpowiada mi, że ludzie (nie
wiedzieć czemu) sami się nie domyślą. Trzeba wyartykułować im to głośno i
wyraźnie. A zatem Droga Mamo, jeśli jeszcze nie opanowałaś tej sztuki, oto kilka
prozaicznych przykładów, które mają służyć Ci, jako wskazówki jak ułatwić sobie
zmagania z codziennością:
- masz „pod ręką” Mamę, teściową, siostrę,
szwagierkę czy cioteczną wnuczkę kuzyna bratanka stryjka? Zaproponuj Jej by
wzięła malucha na spacer, choćby pół godzinny. Łatwiej jest oczywiście, gdy
jest to maluch wózkowy, ciągle śpiący, ale plac zabaw z kilkulatkiem też
oczywiście wchodzi w grę. Wiadomo, że jest to też kwestia zaufania. I wiadomo,
że nie namawiam Was do powierzenia zdrowia i życia swojej latorośli komuś
totalnie nieodpowiedzialnemu, ale powiedzmy sobie szczerze: chyba znajdziesz w
swoim otoczeniu kogoś, kto nie zepsuje, nie zgubi i nie zdefrauduje Twojego
dziecka w ciągu tych kilkudziesięciu minut.
- znajoma
zapowiedziała, że chce wreszcie zobaczyć pulchnego noworodka? Poproś ją, żeby
zrobiła Ci po drodze zakupy, wyślij listę na maila czy fb i gotowe. Przecież
dla niej to niewielki kłopot a dla Ciebie? Ogromne ułatwienie! zwłaszcza w
okresie, gdy nie jesteś jeszcze tak dobrze zorganizowana w tej „rodzicielskiej”
rzeczywistości.
- przyjaciółka lub siostra wpada w
odwiedziny i pyta w czym może pomóc? Postaw ją przy desce do prasowania, niech
wspomoże domostwo, skoro ma chęci. Sama pamiętam jak prasowałam mini czapeczki,
gdy moja ciąża była dopiero w fazie planów, a przyjaciółka pod koniec swojej ciąży
z bliźniakami byłą już „uziemiona” i musiała leżeć. Dla mnie była to sama
przyjemność, a dla niej na pewno spora pomoc i ulga.
- kolejni się zapowiedzieli i pytają co
przynieść? Jedni ciasto, drudzy sałatkę, a najlepiej jeśli jeszcze herbatę sami
sobie zrobią. Mowa tu oczywiście o osobach na tyle bliskich, które czują się
swobodnie w Twoim domu, a i Ty nie masz problemu, że ktoś sznupie Ci po
szafkach. Pozwól, by sami się obsłużyli (zwłaszcza jeśli jesteś w połogu i
ledwo chodzisz!).
- ktokolwiek, gdziekolwiek, kiedykolwiek
pyta „pomóc coś?”, a Ty co odpowiadasz? „nieeee, nie trzeba” A gówno! Jasne, że
trzeba. Naucz się tego! Chyba, że serio nie trzeba, ale wiemy przecież jak
jest.
Proste to? Proste! Odkrywcze?
Niespecjalnie. A uwierz, że ułatwia życie i to bardzo. Także pozwól sobie
pomóc, naucz się korzystać, gdy inni mają chęci (jak nie mają, to zawsze można
ich „nieco” zmobilizować). A najlepiej zacznij już od dziś i pozwól mężowi, by
zrobił Ci kolację. A co?!
Byłam teraz na szkoleniu na którym trener opowiadał że ludzie mają problem z proszeniem wprost. Wolą zasugerować , naprowadzać żeby tylko nie poprosić. Boimy się że ktoś nam odmówi bądź pomyśli że jesteśmy słabi. Każda z nas boi się bądź bała macierzyństwa i tym bardziej chciała pokazać jak świetnie Sobie radzi, ale zgadzam się odrobina zdrowego egoizmu każdej z nas i pomoże i jest po prostu potrzebny- dla zdrowia psychicznego całej rodziny.
OdpowiedzUsuń